Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ogólnie, ale nie wie o kim. Reszta należy do pani. I ja się też przydam na coś — dodała dumnie. Królowi, gdy o czem zamarzy, żadna ofiara nie ciężką, a co mu to kosztować będzie, dać krzyż i kasztelanię taką, której na świecie nie ma.
Rozmowa w jakiś szept cichy się zmieniła.
Szambelan tymczasem powracał do domu a raczej do chaty, bo tego dnia królowi przedstawić się nie mógł. Szedł tak zamyślony, że nic przed sobą nie widział. Spadło to na niego niespodzianie, dziwnie, i nie mógł jeszcze po propozycyi Grzybowskiej przyjść do siebie.
Rzesiński stanu małżeńskiego w ogóle nie był zwolennikiem, unikał go przez całe życie; zdało mu się, że zemrze spokojnie z kopertą i nagrobkiem, nie dopuściwszy, aby mu kto w domu bruździł i dzielił z nim władzę. Nagle zmieniło się wszystko; miał się, musiał się ożenić, i to w tak osobliwych warunkach.
Myślał głęboko, wzdychał ciężko i pot z czoła ocierał.
— Tandem, awantura babilońska! — powtarzał wedle zwyczaju, gdyż u niego awanturą babilońską zwało się wszystko dziwne i niespodziane.
Z jednej strony były owe nader drażliwe warunki, z drugiej tytuł kawalera orderu i kasztelania.
— Te szelmy się powściekają z zazdrości! — mówił do siebie — będą pletli, ale będą się jeść