Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 132.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie, z ubogą dziewką kozacką daleko łatwiej było, niż z taką niby szlachcianką, a do tego posażną.
— Choćby się z nią i tęgi jaki pan ożenił, to mu dziewka wstydu nie zrobi; a że szlachcianka, no, gdyby potrzeba dowodu, toć ja wiem, gdzie Sydorowe papiery, pod przysięgą to i pokazać mogę.
To potajemne szlachectwo człowieka, który się na Siczy ukrywać musiał, także niemiłem było trwożliwej Grzybosi. Wystawiała w nim sobie zbrodniarza i nie bez przyczyny, a ten, kto raz popełnił kryminał, mógł dla ocalenia kochanego dziecka ważyć się i na drugi.
Widząc ją milczącą i zafrasowaną, Sydorowa dodała jeszcze:
— A macież już dla niej męża upatrzonego?
— Znalazłby się — szepnęła Grzybowska — ale na to czas. Ten, o którym myślałam, nie młody człek.
— Bardzo starego nie można jej dać — odezwała się Sydorowa — aby ludzi nie śmieszyć.
— W średnim wieku, bogaty pan, a człowiek prosty i pokorny i urzędnik ze dworu królewskiego.
— Niechaj, niechaj, zobaczymy — zawołała Bondarowa — trzeba żeby przy królu był, aby i ona była przy nim i aby król mógł na nią popatrzeć. Ja do wszystkiego Natałkę przygotuję, a wasz stary pan