Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niechaj tu sam albo z wami przyjdzie, abyśmy go obejrzeli. Kota w worku nie kupują.
Grzybowska, która sądziła, że tu rej wodzić będzie, wzięta tak obcesowo przez Bondarowę, stała się wielce milczącą, odwaga ją odeszła ze zdumienia. Wstała, chcąc odejść, zapomniawszy nawet, że Natałkę widzieć chciała. Nie potrzebowała się o to drugi raz upominać, bo piękne dziewczę, które obcą najrzało, prędko zawiązało kosy, dokończyło ubrania i po świątecznemu strojne wystąpiło przed chatę.
Grzybowska nim odeszła, mogła więc stanąć i z uwagą się jej przypatrzyć. W oknie wydała się jej już piękną, teraz dopiero przekonywała się, że ta piękność jej nietylko w twarzyczce młodej, ale w całej równo rozlaną była postaci. Stara panna, która u pani podskarbiny Kossowskiej i u dwóch najsłynniejszych wdziękami pań dworu ówczesnego bywała w usługach i znała się na doskonałości wdzięków kobiecych, jak jubiler na brylantach, zdumiała się Natałce. Na ustach jej słowa zamarły.
Przemówiła do Natałki krótko i oddaliła się zamyślona.
— Hej, hej — rzekła do siebie — fraszka Wittowa... Broń Boże się do Warszawy dostanie, a w atłasy i koronki przystroi, zagasi wszystkie. Tylko — dodała ciszej — Bóg to jeszcze wie, czy to, co