Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 138.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nami ruszył, laskę do ust podniósł i nią uśmiech stłumił. Wiesz ty o tem?
Pani marszałkowa głową dała znak potwierdzający.
— Nie wiem, czy my się z tego cieszyć mamy, czy smucić — odparł Mniszech. Entre nous, to przelotne uniesienie znudzonego i zamęczonego człowieka. Ale co powie na to jenerałowa?
— Nie będzie wcale wiedziała o tem, jak o wielu innych — odparła pani Mniszchowa. Jesteś dla króla za surowym; przy jego zgryzotach, utrapieniach i żeby mu też najmniejszą za złe brać rozrywkę. Kochany wuj jest artystą, czci piękność.
— Choćby dziką różę, wykwitłą pod płotem.
— Chociażby — mówiła marszałkowa. Nie róbcie z tego wielkiej rzeczy, nie mówcie wiele, udawajcie że nie widzicie.
— Co do mnie — rzekł Mniszech — ja się zupełnie w to wdawać nie myślę i ignoruję, ale dosyć żeby o tem wiedział starosta mielnicki, cały śwat się dowie. Będzie królowi dopomagał i króla wyśmiewał, a w ostatku siostrze doniesie. Zal mi króla. Ale jeśli ty wiesz, powiedz mi, co to jest?
Grzybowska stojąca przy toalecie, odwróciła się i poufale głos zabrała.
— Ja panu hrabiemu powiem; jest to bardzo ładne,