Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczyna, że jak najpiękniejszą być powinna. Kładła więc i zrzucała różne stroje, a wreszcie przybrała się dosyć fantazyjnie, ale nie po ukraińsku.
Ojciec jej kiedyś sprawił gorsecik, który widziała u dworki; wdziała go teraz na białą, cienką koszulę, z szytemi przez siebie rękawami. Od szyi spadały korale do pasa. Włosy splotła matka w dwie długie kosy czarne, przetykane wstążeczkami. Lecz czemże był ten strój wieśniaczy przy krasie twarzy tak świeżej, tak jasnej, tak promienistej, że malarz na widok wzoru poczuł objawienie nowe, trzeciego typu, co nie był ani subretką, ani Ifigenią, a zdawał uosobieniem wiosny i życia.
Sydorowa pozdrowiła po rusińsku, Natałka ani skinęła mu głową; co ją obchodził ten majster, który miał malować ją, której król hołdy składał, której Pan złożył pocałunek na czole i iskrzący się pierścionek włożył napalec.
Pierścionek! w jej myśli było to jakby zaślubienie z królem — należała do niego. Jakże miała patrzeć na innych maleńkich człowieczków, kiedy sama była jakby królową i czuła się panią.
Z tą dumą na czole weszła w majestacie dziewiczym do izdebki.
Plersch patrzał i zapatrzył się. Widział nieraz bardzo piękne proste dziewczęta wiejskie, ale takiej, nie przypuszczał istnienia.