Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jużciż nic dziwnego, że mnie ta zagadka nęcić musi; przyzna pani, że to bardzo naturalne.
— Ale waćpan się nic nie dowiesz, nic! — odparła Grzybowska. To są tajemnice stanu. Ja sama nic ie wiem.
Zrobiła stara panna taką minkę figlarną, że Plersch był przekonanym, iż kłamie.
— Bardzo dobrze — odparł — w takim razie daję słowo honoru, nie skończę portretu, dopóki nie dójdę tajemnicy.
— A cóż cię tak piecze? — zawołała Grzybowska.
— Co? chcesz pani wiedzieć? — rzekł Plersch — o to w tej dziewczynie szpetnie się zakochałem!
Panna Grzybowska załamała ręce, położyła się prawie w krześle na poręczy i śmiać się zaczęła do łez.
— Słowem — odezwała się w końcu — że ta wiedźma kijowska wszystkim głowy pozawracała. Kto ją tylko zobaczy, szaleje.
— A kto ją jeszcze malować musi i w oczy jej po całych dniach patrzyć — dodał artysta.
— Mój kochany Plersiu — odezwała się panna, biorąc zwierciadełko ze stolika i stawiąc je naprzeciw niego — prawda, nie jesteś stary, ale przypatrzże się sobie, jak wyglądasz. Jeszcze dla takiej dojrzałej panny, nie przymierzając jak ja, uszedłbyś z biedy, ale dla takiego dziewczęcia jak różyczka, wybacz...