działa jeszcze, oczekując na powrót marszałkowej, gdy kobieta wpadła do niej przelękła, szepcząc na ucho, że wracającego od nich malarza na drodze zabito.
Nie zrozumiała tego z razu Grzybosia, lecz przelękła się okrutnie. Lubiła ona poczciwego Plerscha; strach ją ogarnął w pierwszej chwili tak, że nie wiedziała co począć. Łamała ręce i płakała. Pochwyciła chustkę, chcąc biedz z najmitką, ale i o siebie poczęła się lękać. Niemiała zwierzyć się komu, ani kogo użyć. Dopiero po upływie jakiegoś czasu, zebrawszy myśli, Grzybowska postanowiła, jak najmniej czyniąc hałasu, posłać pachołka od stajni po szambelana i w jego towarzystwie udać się do chaty.
Przeciągnęło się to dosyć długo, bo Rzesiński, który nie miał tak dalece towarzystwa, spał już snem sprawiedliwego i musiał się ubierać, co mu zabrało wiele czasu. Na ostatek nadszedł, i Grzybowska z nim razem udała się na chutor za miasto.
Plerscha już złożono w chacie i Sydorowa otrzeźwiała go środkami babskimi, obmyła ranę, jak miał na głowie, obwiązała i poiła. Przyszedł powoli do siebie, lecz od uderzenia szum miał jeszcze i senność, inne symptomata wskazywały, że mózg był wstrząśnięty. Poznał wprawdzie Grzybowską i uśmiechnął się jej, ale musiał się zaraz znowu położyć.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 187.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.