Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 189.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znużona i znudzona, bo się musiała do wcale niepowabnych gości uśmiechać i wdzięczyć wieczór cały, i grać i śpiewać dla nich. Lecz król prosił ją o to, król, który nie miał ich czem w końcu rozrywać.
Gdy Grzybowska weszła, a pani Mniszchowa twarz jej zmienioną zobaczyła w zwierciedle, odwróciła się żywo ku niej.
— Co ci jest? czy i tobie migrena dokucza?
— Ach, gdybyż migrena! — zawołała stara panna — nieszczęście się stało. Czekam na panią jak na zbawienie, bo sobie rady dać nie mogę. Plersch biedaczysko, powracając z chutoru od Bondarów, napadnięty został w drodze przez jakichś rabusiów i ciężko w głowę raniony.
Marszałkowa poskoczyła.
— Co ty pleciesz?
— Ale tak jest. Napadli go i chcieli zabić; głowę ma okropnie skaleczoną, trzeba na gwałt doktora.
— Zbójcy! tu, pod bokiem króla!... ale to nie może być!
— Plersch leży bez zmysłów.
W tej chwili posłano po Bekera, który w kwadrans nadbiegł. Marszałkowa poszeptała z nim na uboczu i wysłała go do dworku.
Wypadek ten jakieś niewytłómaczone uczynił wrażenie. Nie mogąc go zrozumieć, marszałkowa zaczęła się lękać o króla i przeklinać tę fantazyę jego