Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 215.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęście stało, zaczadziały, czy co! Łamiemy drzwi, wpadamy...
Tu szambelanowi tchu zabrakło i wody się napił.
— W izbie nie było żywej duszy...
— A cóż się z niemi stało?
— Uciekły obie! uciekły! Wsiadły na swój wóz i przepadły!
— Cóżeś waćpan nie gonił chyba? — zapytała Grzybowska.
— Jakto! co żyło, na konie powsadzałem. Pięćdziesiąt talarów naznaczyłem nagrody, kto mi przyprowadzi zbiegów. Prawda, że ludzie byli pijani, bom im beczkę wódki kazał wystawić, i z koni się staczali, ale...
— I nie dowiedziałeś się waćpan, co się z niemi stało?
— Na dziś dzień ani tropu, ani słychu!
— Może napowrót do Kaniowa powróciły — zagadnęła Grzybowska.
— I tam posyłałem. Chutor się spalił, chaty ani śladu, ino zgliszcza, a o Sydorze i jego rodzinie nikt nie wie.
Grzybowska zamilkła.
— Udawałem się do N. Pana, błagając sprawiedliwości; ani mi odpowiedziano; o krzyżu nikt w kancelaryi nie wie, z kasztelanii się ludzie śmieją. Oto