Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 236.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dy“, a głos jej nieuczony, słaby, ale tęskny i przejmujący, niecierpliwą Grzybowską nawet chwilę u progu zatrzymał. Gdy śpiewać przestała, po cichu się wyśliznęła bez pożegnania.
Fiaker czekał na nią daleko w samotnej uliczce.
Na ujazdowskim dworku dzień ten był jednym z najczynniejszych i najpamiętniejszych Natałce. Ranek przetrwała w strachu po wczorajszej hecy, dzień w oczekiwaniu; podrażniła ją Grzybowska, rozmarzył król, tęsknota za Ukrainą rozłzawiła; wieczór nadchodził i piosnką kołysała się sama, pieszczone dziecię, do jakich snów marzących!
Sydorowa zajmowała się wieczerzą ze sługą, gdy stary stróż, dawny żołnierz, później odźwierny w Kozienicach, dla wierności swej sprowadzony tu umyślnie, zjawił się w kuchence z kluczem w ręku.
Zobaczywszy sługę, skinął zręcznie na Sydorową, aby do niego wyszła, i wolnym krokiem poprowadził ją na ogródek. Tu obejrzał się po murach otaczających i zbliżywszy do ucha starej, szeptać jej począł:
— Ta juścić, moja jejmość, ja się nikogo nie boję, ale coś jest, trzeba żebyście wiedzieli, że coś jest.
— Cóż jest? co? — spytała stara, którą gderliwość i wielomowstwo żołnierza gniewało i niecierpliwiło. Znowu się wam co przywidziało.
Żołnierz aż się na nodze okręcił.