Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 246.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Naostatek ostatniego z przybyłych odprawiwszy, król odwrócił się i zobaczywszy szambelana, skinął grzecznie, ażeby za nim szedł do gabinetu.
Już samo szczęście, iż do tego przybytku był przypuszczonym, napełniło Rzesińskiego niewymownem uczuciem. W tej chwili dałby się był porąbać w sztuki za majestat króla J. M.
Wszedł, próg przestępując ostrożnie, pokornie i stanął nieopodal ode drzwi. Przed nimi stał stolik w rodzaju biurka, pełen papierów i książek. Na nim widać było ogromnych rozmiarów pergaminowy arkusz z pieczęcią przywiesistą, drugi podobny, mniejszy i misterne pudełko ze skóry czerwonej.
— Jestem waćpanu dłużny — odezwał się król, wchodząc — ale w tem nie moja wina, tylko kłopotów, jakie ciężą na mej głowie. Szczęśliwym, że choć dziś się po części z zobowiązań dla tak zasłużonego obywatela wywiązać mogę. Należał się acanu dobrodziejowi krzyż św. Stanisława... oto masz podpisany przywilej, a obok konsens na kasztelanię wieluńską. Bóg widzi, że wcześniej nie było podobna.
Westchnął król, a szambelan wzruszony biegnąc do ucałowania ręki pańskiej, padł na kolana, które sobie potłukł mocno. Nie uczuł tego, tak go zapał ożywiał.
— Najjaśniejszy i ukochany monarcho! — zawo-