Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 247.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łał — życie za ciebie dać, byłoby największem szczęściem! Ojcze ojczyzny! wyrazów braknie...
Rzesiński rozczulił się i płakać począł. Poniatowski jakkolwiek nadzwyczaj do łez skłonny, tym razem byłby rozśmiał się może, lecz potrzebował zachować krew zimną.
— Wstańże, wstań, kochany kasztelanie — rzekł z przyciskiem na tytule — oto twe przywileje, przypieczętowane i gotowe, a order, pozwól, bym sam włożył na piersi twoje.
To mówiąc, król pudełko otworzył, dobył wstęgę i na szyję szczęśliwego człowieka ją zarzucił.
Nowe rąk pocałowanie nastąpiło. Nowo kreowanemu kasztelanowi pilno było nadzwyczaj pokazać się w całym majestacie swym urbi et orbi; byłby może zaraz odszedł, gdyby król go nie powstrzymał.
— Słowo jeszcze, mój kasztelanie! — rzekł.
Tytuł brzmiał w uchu Rzesińskiego jak najsłodsza muzyka; w duchu powtarzał sam sobie: mój kasztelanie!
— Mówiono mi, nie wiem, czy prawda, coś o ożenieniu waszem, o nieporozumieniu z jejmością i o zamiarach rozwodu. Powiedzcież mi, proszę, jak ta sprawa stoi? co to jest?
Nowo kreowany kasztelan na chwilę stracił humor i przytomność umysłu; sam nie wiedział, czy się miał spowiadać, jak przed pomazańcem Pańskim,