Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
(Bierze nóż ze stołu i chowa tak prędko, że Wasil i Dymitr niewidzą.


Wasil.

Czegoż mam życzyć więcéj? — Życzę mnogich dzieci


Halszka.

O jeśli dla nich los mój przeznaczony,
Niech urodzenia dzień im nie zaświeci!


Wasil cicho do Dymitra.

Czy Widzisz — zwolna ten żal tak szalony,
Te łzy ogniste, opór, krzyki, jęki,
Gasną powoli — Czekaj jeszcze trocha,
Potém za szczęście nieść będzie podzięki.
I matkę przeklnie, a ciebie pokocha:

(W czasie téj i następnéj rozmowy, Halszka spoglądając z ukosa na drzwi, przechadza się po sali).

Boleści wielkie jak burze szalone,
Nie długo trwają — a po nich na niebie,
Weseléj słońce zabłyska złocone —
Kniaziu! przysięgam — ona kocha ciebie!
I przeklinając, gdy odpycha łaje;
Spogląda z boku i ciekawym wzrokiem —
Pożera pewnie.