Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

i rycerstwo, którzy tu dawniéj tłumami przybywali i przebywali ciągle, lud co na zamek płynął, duchowieństwo co się na rady do Biskupa zbierało, zwolna niknąć zaczęło.
Wojewoda Szczepan, który tu przemieszkiwał i był dawniéj na zawołanie Mieszka, wyciągnął ze swemi pułkami i nie powrócił, dom jego stał zamknięty. Biskup uszedł, w dworcu jego kilku ledwie księży zostało.
W rynku i po ulicach rzadko który z ziemian się pokazał, na krótko, przejazdem, jakby mu tu było nie miło i niebezpiecznie — z konia prawie nie zsiadając, zawracali do domów.
Kupcy stali z założonemi rękami przed sklepami i straganami, wypatrując oczy; nie było w rynku i ulicach nikogo oprócz swoich. Cudzoziemcy, kramarze włoscy, którzy tu stawali po dni kilka, musieli towar sprzedawać kupcom, bo do nich się nikt nie zjawiał.
We dworkach ziemian ledwie pozostali odźwierni i stróże. Gdy ich o panów pytano, milczeli, ruszali ramiony, nie wiedzieli o nich nic. Po kościołach w niedziele i święta obcego człeka z okolicy widać nie było.
Do koła zamku szególniéj — pustynia się stawała coraz większa, dzika, głucha, martwa. Kietlicz, który jeszcze za rozkazem pańskim po dworach i osadach szukał kogoby do sądów pochwycić, nie znajdował żywego ducha. Cudem jakimś