Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

— Nawet języka już dostać trudno — odparł namiestnik. — Kogo poślę, ginie, albo go pochwycą lub uciecze... Wszyscy się na nas spiknęli, nikogośmy dziś nie pewni.
— Gród zaprzeć, ludzi niepuszczać, gotować do obrony — rzekł Mieszek zimno.
— Nas i ci co są zdradzą — odezwał się Serb. — Jeśli wczas nie ujdziemy, to nas tu pochwycą jak borsuka w jamie.
Mieszek ruszył ramionami, popatrzał na Kietlicza i odezwał się głos podniósłszy.
— Gród zamknąć! rozumiesz! kogo podejrzewasz o zbiegostwo, powiesić na wałach. Bronić się musimy. Kaźmierz choćby przyszedł, nie porwie się na mnie siłą — nie.
— Ziemianie się rzucą bez niego.
— On nie dopuści!
Serb chciał coś mówić jeszcze, Mieszek ręką skinął i usta mu zamknął. Ustępować nie myślał.
W południe tegoż dnia, Bereza na zwiady wysłany, bo jego jednego Kietlicz był pewien, przybiegł czwałem napowrót, strwożony, oznajmiając że ogromne ziemian tłumy obozują pod Mogiłą, i wyprzedzając Biskupa Gedkę z Kaźmierzem, ciągnąć mają na Kraków sami. Stało się co Kietlicz przepowiedział, co chwila przednich straży ich spodziewać się było można.
Mieszek posłyszawszy to, zbroję sobie tylko gotować kazał.