Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

upomnę — alem go zwolnił, mógłby o tém pamiętać!
Gdy oba o padającym już mroku zeszli ze stanowiska, Skarbny i Mierzwa spojrzeli sobie w oczy i głowami potrzęśli.
— No, a co teraz będzie? — zamruczał Juchim.
— Co ma być! — odparł Mierzwa, udając wielce śmiałego — nie boję się niczego! Sądziłem jak mi sądzić kazano!
— Cóż ja gorszego? — zawołał żyd — jam te pieniądze pobierał, któreście mi brać kazali!
— No, tak! tak — rzekł Mierzwa — ale niechciałbym być w waszéj skórze! Ja siedziałem na ławie z prawem w ręku, wy jak przyszło wycisnąć grzywny, i na mękiście brali.
— Czy to z niemi można było inaczéj? — zawołał żyd — albom to ja grzywny dla siebie ściągał? Hm, Ja w waszéj skórze nie chciałbym być. Gdyby nie wasz sąd nie byłoby moich grzywien.
— Słuchaj, Juchim — przerwał Mierzwa — ani ty mnie ani ja ciebie, nie powinniśmy się zdradzać i oczu sobie wykalać.
— Na co my mamy zdradzać? po co mamy kłuć! — rzekł Juchim.
Mierzwa po chwili powtórzył co już mówił nieraz.