Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 035.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.



II.

Nad ledwie uśpioną stolicą, wstał ranek letni, złocisty, pogodny, jasny, ciepły, jakby uroczystości nieba błogosławiły. Miasto, które ucztowało noc całą, teraz odpoczywało.
Ledwie czeladź pilniéjsza poruszała się gdzieniegdzie ziewając i wyciągając się, konie podróżą popodbijane ciągnąc i pędząc do wody.
Wczorajszego przyjęcia wszędzie jeszcze widne były ślady. W ulicach tam i sam stały ławy, powynoszone wieczorem dla chłodu, stoły pooblewane miodem i piwem. Na ławach pod domami, na przyźbach, ci co się do środka dostać nie mogli, albo nie chcieli, leżeli pookrywani ladajako, chrapiąc na twardych deskach jakby na naj miększém posłaniu. Nie wszędzie drzwi pozamykano i pozasuwano okna. Wozy które się pod