Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 036.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

szopami nie zmieściły, stały w rynku i na ulicach, a konie do nich poprzywiązywane resztek siana w głębi szukały.
Spało miasto, tylko po kościołach o swéj godzinie dzwonki się już odzywały po jednemu, cicho, jakby nie wszystkich budzić chciały.
Na zamku tłumno było. I tam jeszcze po wczorajszym wieczorze nieład panował; tylko ziemianie troskliwi aby ich kto nie ubiegł, obstawili wały ludem do koła, gęsto pourządzali straże, a we wrotach oddział cały wnijścia pilnował. Podwórza na obóz wyglądały, tak w nich pełno było koni, wozów, różnego ludu i broni. Bezładnie ale gęsto porozkładali się ci co tu przywiedli Kaźmierza do koła budowli, pod wałami, u szop i wszędzie.
Choć cisza panowała na zamku dużo ludu ruszało się już i krzątało. Starszyzna w obawie jakiego podstępu i zdrady, chodziła opatrując wszędzie kąty i zaglądając ludziom w oczy.
Chociaż miłość dla księcia Kaźmierza okazała się wczoraj tak powszechną, tak wielką iż nigdy może żaden z książąt tryumfalniéj nie wjeżdżał na stolicę, witany z taką radością i uniesieniem, zawsze się Mieszka i jego stronników obawiano.
Wojewoda ze swojemi ludźmi częścią na zamku stał, częścią pod nim. Biskupiego dworu rycerskiego znaczny oddział z pułkowódzcami się tu znajdował.
Pilnować się musiano nietylko od Mieszka ale