Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

Wichfried zbliżył się doń żywo i pochwycił za rękę.
— Wszakże książę — zawołał — nie nastawałeś ani na władzę jego, ani na panowanie — byłeś zmuszonym. Mieszko winien sam[1] — Ojcowie duchowni żądali tego, domagali się i rozwiązali sumienie, możesz więc być spokojnym i czuć się niewinnym!
Wszystko co Wichfried mógł znaleść w sobie dla uspokojenia go, pozostało bez skutku. Kaźmierz milczący i pogrążony nie dał znaku przyzwolenia.
Do wieczerzy Gedko umyślnie zesłał scholastyka Lamberta, opata Benedyktynów z Tyńca Kaźmierza, Wincentego młodego i kilku duchownych.
Lepiéj to pomogło niż wszelka pociecha, na jaką Wichfried się mógł zdobyć. Czoło się nieco rozchmurzyło, wzrok stał jaśniejszym. Duchowni przyszli już uprzedzeni, niosąc z sobą twarze wesołe i myśli swobodne.

Nie potrącano w rozpoczętéj rozmowie o sprawy teraźniejsze, nie mówiono o tém co się stało, unikano rzeczy obecnych, ale składało się tak jakoś, iż z historyi starożytnéj ciągle przychodziły przekonywające przykłady, jako po wszystkie czasy tyranom władzę odbierano, nowych do panowania powołując książąt, a gdzie vox populi, vox Dei

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie lub następny wyraz (Ojcowie) winien być małą literą.