Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

Milczącego księcia niemiec zastępywał, opowiadając że z łowów wracali, a książe pamiętny przyrzeczonéj opieki, zboczył na chwilę, aby się dowiedzieć, czy jakiego przeciwieństwa od braci nie miała Dorota. Kaźmierz się nie odzywał jeszcze, a wdowa ze śmiałością wielką poczęła i żale swe wywodzić i z wdzięcznością dla dobrego pana się oświadczać.
— A! gdyby nie wy miłościwy panie — mówiła — nie mówię już że mnie czekałaby niewola gorsza śmierci, ale i innych dostojniejszych życie byłoby na włosku. Bracia moi teraz się już w Krakowie pokazać nie będą śmieli, ale kto wié co być może gdy ze strachu ochłoną?
— Chociaż ja się tu za pana nie mam i brata mojego zastępuję tylko — odezwał się książę — pocznę jako opiekun, przywołam braci waszych do siebie, wysłucham ich i was, aby uczynić zgodę.
— Zgodę! — zakrzyknęła wdowa — między niemi a mną! Prędzéj się świat skończy niż ona nastąpi, a co od nich posłyszycie o mnie, miłościwy książe, to mnie w oczach waszych zabije! Nie chcę, aby uszy wasze kalali potwarzami... niech się dzieje co Bóg da...
— Cóż więc dla was uczynić mogę, abym wam pokój zapewnił? — spytał Kaźmierz.
— Pozwólcie mi zostać pod opieką swoją — odezwała się wdzięcząc Dorota — ja o to tylko