Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

proszę. Rzućcie czasem na mnie okiem łaskawém, więcéj nie pragnę.
Książe chcąc wedle sumienia postąpić i broniąc się przeciw napastliwéj niewieście, która go niepokoiła, dołożył z powagą.
— Nie lepiejżeby było, gdybyście wybór uczyniwszy, męża wzięli, coby was w nieustannéj miał straży? odebrałoby to braciom niechętnym wszelkie do opiekowania się wami prawo?
Wdowa spojrzała na Kaźmierza i smutne przybrała oblicze.
— Nie, miłościwy książę — odparła głową potrząsając — męża nie chcę, ani innego opiekuna nad was.
Wichfried w czasie rozmowy, naumyślnie trzymał się zdala, książe chłodnym się być starał, a wdowa tém usilniéj wszelkiemi sposoby chciała przełamać te lody, przymilając natrętnie. Przy pierwszém posłuchaniu poznała Kaźmierza i czuła siłę swoją. Książę już się do odjazdu zabierał, a ofiarowanego mu napoju, w którym może czarów się lękał, przyjąć się wzdragał, gdy Dorota widząc, że się jéj ofiara wyśliznąć może, zastąpiła mu drogę, pod pozorem sprawy swéj rozwodząc się nad nieszczęściem, nad prześladowaniem, nad dolą wdowią. Mówiąc o tém, przybliżała się, ściskała za kolana, chwytała ręce, uśmiechała z za mniemanych łez, spoglądała wyzywająco...
Niewieście te zabiegi w końcu dopięły celu,