Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   49   —

wiodłeś mnie tam, bo zamiast niéj boję się, aby mi nowych pęt nie narzucono!
Przy wieczerzy dnia tego weseléj już było, a Wincenty znowu dobrawszy parę pięknych historyj, księcia starał się zabawić niemi.
Tak upływały dnie na zamku. W dworcu Biskupim daleko się czynniéj zajmowano przyszłością. Postanowiono tu, nic księciu nie mówiąc, księżnę Helenę z synkiem sprowadzić do Krakowa, aby już pozoru żadnego powrotu do Sandomirza niebyło. Z drugiéj strony zabiegliwy a niezmordowany Stach, od rana do wieczora chodził, śledził, starając się odwrócić coby groziło, a księcia mocno na stolicy osadzić.
Człowiek był na pozór bez znaczenia i siły, ale przezorności i zabiegliwości niezmiernéj. Począł od tego, że po noclegu u Juchima, na dłuższą go wziąwszy rozmowę, zyskał, jak mu się zdawało, w nim sprzymierzeńca. Skarbny potrzebował i bezkarności za przeszłość i na przyszłość zapewnienia. Choć z ostrożnością wielką i wahaniem Juchim rozmówił się otwarciéj ze Stachem. Był nawet po swojemu szczérym w téj chwili, ale u niego zmieniały się usposobienia stosując do czasu.
Stachowi zdało się potrzebą zyskać w nim pomocnika.
— Chcecieli być cali — rzekł mu — bądźcie wierni Kaźmierzowi, oddajcie mu się szczérze,