Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

pomagajcie nam co z nim jesteśmy, aby go od wszelkiego niebezpieczeństwa uchronić, radźcie, czyńcie — wyjdziecie na tém lepiéj niż na powrót Mieszka czekając, który niepowróci nigdy. Ja dla was starać się będę.
Juchim był zrazu milczący i oględny, bąkał i na słowa wyciągał więcéj niż sam się wywnętrzał, powoli jednak mówić zaczął.
— Ja? co ja wam pomódz mogę, albo radzić? — rzekł — nie moja to rzecz. Umiem tylko pieniądze liczyć, zamykać i pilno strzedz ich; wam kto innyby był przydatnym, co głowę ma obrotną i język, a oczy bystre.
— Któż taki? — zapytał Stach.
— Nie bójcie się, ani brzydźcie nim — rzekł żyd — ten co was sądził. Mierzwa! To człowiek dla księcia!
Stach dobrze go sobie, choć ze wstrętem przypomniał, ale dziś gotów był użyć kogokolwiek, byle Kaźmierzowi zyskać pomocników.
Posłano po Mierzwę. Przewrotny tchórz na zawołanie się stawił. Wszedł uginając się do kolan, bijąc w piersi, zawracając oczy, słodki nad wyraz i łagodny. Począł od tego, że Kaźmierza zawsze czcił i kochał, a Mieszkowi ubogi człek z musu służył.
— Jak sądzicie, wy co go znacie — spytał Stach, Mieszek nie będzie li się kusił o odzyskanie Krakowa?