Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

— Kiedy on mówi, tak musi być! on ich zna wszystkich!
Rada była niepoczciwa, zdradziecka, przewrotna, Stach zadumał się mocno, zdała mu się niegodziwą.
— Możeż to być? — powtórzył — i przystałoż księciu takim sposobem się ubezpieczać?
Nie odpowiedział Mierzwa, tarł tylko brodę silnie i małemi oczkami biegał dokoła, wracając ciągle do Stacha.
— Jestem biedny człek obciążony rodziną — dodał wyczekawszy. — Co mam czynić? Gdybym wiedział, że sobie łaskę zyszczę i chleba kawałek, gotówem podjąć się pośrednictwa! Zatrzymał się nieco i dodał.
— Ja to zrobić mogę!
— Ale — rzekł znowu wytrzymawszy chwilę — potrzeba na to dobrego słowa i dobrych pieniędzy.
Stach dumał jeszcze, gdy Juchim rzekł pocichu.
— No, co? a gdyby na początek w skarbie pieniędzy nie było? Znajdę ludzi, co pożyczą, byle im mennicę dać w dzierżawę. My księciu dobrze radzim i dobrze usłużyć chcemy.
Wahał się jeszcze Stach, gdy Mierzwa dołożył.
— Tego nikt nie zrobi tylko ja. Poślecie innego, sprawę popsowa — albo ja, lub nikt. Ottona znam, wiem gdzie go szukać.
— Czekajcież na mnie, przyniosę wam odpo-