Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   56   —

Nie chciał więcéj już biskup wiedzieć o niczém, dopytując tylko o przeszłość Stacha, o to, co czynił, gdzie był, jak się zachował po ocaleniu życia, badał go jak na spowiedzi, probując człowieka. Na wszystko to odpowiadał on ze szczerością i skruchą, która serce kapłana ujęła. Przyrzekł mu powierzoną zachować tajemnicę, nawzajem żądając, aby ją w stosunkach z nim zachował. Nakoniec dał mu błogosławieństwo i rzekł wychodzącemu.
— Wedle sumienia czyń, a tego co uczynisz nie głoś. Bóg z tobą!
Stach wyszedł uszczęśliwiony. Wprostby był pośpieszył do swéj gospody, gdyby po drodze nie spotkał go Jaśko Bogorja wracający od miodu i dobrze podchmielony. Ten gwałtem go pochwycił.
Wyrywał mu się niecierpliwy Stach, ale z rąk napastliwych wyzwolić się było trudno. Jaśko potrzebował towarzysza i słuchacza. Ciągnął go znowu do wdowy.
— Piękna Dorota już tu mieszka — rzekł — gospoda miła, gospodyni piękna, a drzwi otwarte zawsze, gdy takich jak wczora nie ma gości.
Rozśmiał się, okiem pomrugując.
— Hę? — spytał Stach.
— Wichfried — szepnął Jaśko — zawiózł jéj wczoraj księcia, a kto tam raz wpadnie, nie dobędzie się łatwo. Dawno ona na niego łapkę stawiła!