Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 016.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

a powracając przynosił z sobą nie uspokojenie, ale smutek większy jeszcze i znużenie.
Starzy słudzy i dworzanie choć szpiegować pana nie śmieli, domyślać się wzdragali, mimowolnie dostrzegli, że zwykle przed taką wycieczką w lasy, zjawiała się na zamku stara baba żebraczka, która w podwórcu siadywała dopóki książe jéj nie zobaczył.
Często sam do niéj wychodził z jałmużną i zakazano było ludziom, ażeby jéj nie odganiali a nic złego czynić się nie ważyli.
Stara, którą przezwano Kozichą, bo czasu zimniejszego kożuszek z koziéj skórki nosiła, zjawiała się jakoś zawsze w przededniu, gdy księcia do łowów napaść miała ochota i znikała potém tak, że jéj ani na zamku, ani w mieście nie widywano. Domyślali się więc przyboczni, że tam coś innego, nie łowy księcia do lasów pędziło i szeptano o jakichś miłostkach tajemnych, ale nikt dośledzić ich nie śmiał i nie wiedział dokąd jeździł książe, oprócz jednego sługi milczącego, którego Smokiem zwano.
Duchowni też musieli się czegoś dorozumiewać, gdyż choć nie wprost, ale ubocznie o niewiastach zagadując ostrzegali często księcia o niebezpieczeństwie obcowania z niemi, pokusach i uroku zgubnym, jaki na mężczyzn wywierały. Kaźmierz słuchał pilno, spuszczał oczy jakby się