Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

skromny człeczek, na którego twarzy młodzieńczéj w oczach mocno wypukłych, na czole szerokiem i wydatném błyszczał rozum przenikliwy i zapał nadzwyczajny. Był to ów Wincenty cudowny młodzian, który stał nieraz za całe armarium przy wieczerzy, bo do niego, jak do księgi się powoływano.
Oprócz podkomorzego Prandoty miał książe marszałka dworu Gwidona, cudzoziemca w rycerskich i domowych sprawach biegłego, a jako przyjaciel serca poufały stał najbliżéj Goworek i Wichfried z nad Renu, u którego dziada na wygnaniu swém książe przebywał. Liczna drużyna, pułkowódzcy, młodzież rycerska, ziemianie Sandomirscy, kapelan, kanclerz, izby zapełniali. Choć dzień powszedni był, ludno jakoś na zamku się poruszało.
Pacholęta już z misami szli ku stołowi, gdy inni dzbany z wodą, misy i ręczniki nieśli do umywania rąk. Opat Lucyusz stanąwszy w miejscu wskazaném przy księciu, przeżegnawszy się rozpoczął modlitwę.
Bez niéj naówczas nikt nic nie spożywał. Dopiero gdy stół przeżegnawszy Opat dokończył błogosławieństwa, a goście mu Amen odpowiedzieli i przeżegnali się, każdy na ławie zajął miejsce swoje.
Po dwu i po trzech jadło z jednéj misy, bo osobnych mis i półmisek dla biesiadników nie