Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

nom oblicza co chwila ułożone inaczéj, toż nie mężczyzn wina? Czystemu ciału po co się zdały bielidła, barwiczki i tysiące trucizn barwy różnéj? Piękna dusza, obyczaje święte czynią stadła szczęśliwemi. Jeżeli tylko piękność nas ciągnie, lata nadchodzą, miłość ucieka, a poczciwość jedna nie starzeje...
„Jeżeli niewiasty czas na przechadzkach tracą, wydają uczty, tysiące szaleństw popełniają, plotą nie do rzeczy, a téż nie nasza wina?“
Opat się zatrzymał, panowało milczenie.
Książe który z uwagą się przysłuchiwał — rzekł łagodnie.
— Nie spełna to obyczaje wieku i kraju naszego, myśmy może nie lepsi, ale niewiasty nasze do owych rzymskich nie są podobne.
Scholastyk zlekka ręką po stole uderzył.
— Miłościwy książe — zawołał — chybaście Krakowa zapomnieli, a po dworach bogatych żupanów nie przypatrywali się ich obyczajom. Juśc może w szatach nie ma zbytku tyle, bo go u nas zaspokoić trudno, a co zepsucie i płochość większe jeszcze, choć się lada strzępkami i sprzążką ustroi.
Książe Kaźmierz jakby przedmiotu tego dotykać się wahał, zamilkł przysłuchując się tylko a nie mięszając do rozprawy. Opat téż nieco skłopotany, rad był w inną stronę odwrócić uwagę. Scholastyk tylko uparcie trzymał się założenia swojego.