Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   30   —

Jaksa od początku panowania stronił od Mieszka, stojąc na czele tych, którzy marzyli zawsze iż sprawiedliwego, rozumnego, dobrego pana swego na stolicy głównej osadzą.
Zjeżdżał on często do Sandomirza, chociaż mu o sprawie téj mówić nie było wolno, przez cześć i miłość wielką dla księcia, chętnie mu dworując.
Ujrzawszy go o tak późnéj godzinie, zdziwił się nieco Kaźmierz. Wiedział dobrze, iż po nocy nie przybył by nadaremnie na zamek i rozmowy się nie dopominał.
— Jakso mój, — odezwał się gdy się sami znaleźli w komnacie księcia — z czém że ty do mnie tak późno, złém czy dobrem, boć nie z próżnemi rękami? Widzę to z ciebie. Mów śmiało, wiesz iż złe w pokorze przyjmę z ręki pańskiéj, a dobre sercem wdzięcznem.
Spojrzał mu bystro w oczy, ale ze wzroku Jaksy nic nie mógł wyczytać.
Nie stary jeszcze, Jaksa był już życiem dobrze skołatany. Po śmierci żony, wielce ukochanéj, córki Petrka wrocławskiego, puścił się był do ziemi świętéj, gdzie przy księciu Henryku wiele złego zażył i ze smutkiem wrócili oba, bo krzyżowa wyprawa z winy Ludwika francuzkiego się nie powiodła. Wojny, smutki, tęsknoty uczyniły z żywego niegdyś, niepohamowanéj ruchliwości rycerza, powolnego dziś i zasępionego