Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 037.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

wielkim — przypomnij sobie nalegania wasze dawne. Czém mnie naówczas znaleźliście, tém i dziś będę, nie zmieniłem się.
— Ale czasy się zmieniły — odparł Jaksa. — Naówczas myśmy wytrwać mogli, dziś już nie. Nie zechcecie wy, wezmą innego księcia, Mieszka nie zniosą.
Kaźmierz pobladł.
— Jakso mój, — rzekł z wyrazem głębokiego smutku — nie upłynąłby rok po wyniesieniu mojém, a ten sam los co dziś jego, mnie by spotkał. Powiedzą mi, gdy się im sprzeciwię i uprzykrzę, żebym precz szedł. Ziemianie sami chcą panować, słuchać nie radzi nikogo. Wygnali Władysława, burzyli się przeciw Bolesławowi, teraz Mieszka się radzi pozbyć, jakaż nadzieja dla mnie?
To mówiąc załamał ręce.
— Miłościwy książę, — przerwał zbliżając się Jaksa. — Ty nam panować będziesz spokojnie, my cię jak ojca strzedz, bronić, szanować będziemy i nietylko tobie, ale krwi twojéj wierni być przysięgamy, boś ty innym od braci twéj, miłujesz sprawiedliwość! nie pragniesz władzy tylko dla dobra, gdy inni chcą dla krzywdy i ucisku.
My tylko praw naszych broniemy, które nam odbierają, karząc bez sądu, chwytając bez winy. Ziemianie zresztą nie sami burzą się i narzekają,