Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   34   —

spytajcie się ojców duchownych, którzy w tém królestwie i na całéj ziemi stróżami są praw bozkich i ludzkich, azali oni radzi są z Mieszka? który własności ich ani klasztornéj nie szanuje, wydając ją na łup swoim urzędnikom.
Książę w czasie gdy Jaksa mówił, stał zamyślony i smutny, przystąpił potém doń i kładnąc ręce na ramionach, począł głosem łagodnym.
— Jakso mój! nie bądź kusicielem dla mnie. Słodkie są słowa twe, ale serce moje odepchnąć je musi. Jam rad z tego co mam, przestaję na téj dzielnicy, więcéj nie chcę nic, ani panowania, ani potęgi i blasku. Mam was kilku wiernych druhów moich, mam chléb z łaski Bożéj, którym się jeszcze z biedniejszemi podzielić mogę, mam czém granice obronić od napaści; lubię tę moją ciszę i życie swobodne, dajcie mi je spędzić tu, gdzie mam wspomnienia matki i kochanego brata!
Nie! niechcę waszego Krakowa, któryby mi przyniósł tylko troski i niepokoje. Oblała go krew biskupa Stanisława, drugiego Tomasza Kantuaryjskiego, tkwi na nim wspomnienie Szczodrego. Ziemianie krakowscy niechętnie znoszą książąt, Mieszko silniejszy jest. Idźcie doń, jego proście, oddali tych co wam ciężą.
Mnie zostawcie, proszę, na Sandomirzu moim, Jakso mój, nie żądaj tego po mnie.
Jaksa spuścił głowę smutnie.