Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 047.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   43   —

dzień jeden nie czekał na księcia. Sam téż do konia nie nawykły, rad spocznę.
— Na obiad więc do stołowéj izby proszę — odezwał się Goworek, — bo oto czas obiedni przychodzi, a nasz dwór cały ciągnie.
Jakoż w podwórzu okazali się Opat Luciusz, Scholastyk Lambert, młody Wincenty, a z innych stron starszyzna dworowa, urzędnicy, komornicy i służba.
Goworek ręką wskazywał drogę, ale Mierzwa duchownych zobaczywszy, natychmiast się ku nim zwrócił z pokorą i jak do swoich przybliżył, Opata witając łaciną i uśmiechem.
O. Lucjusz, który go nie znał i za duchownego poczytał, powitanie oddał uprzejmie, gdy Scholastyk zbył go dosyć sucho i krótko.
Mierzwa ożywił się natychmiast, stał nad wyraz miłym, pokornym, zalecającym, poczynając od tego, że Cysterską suknię zobaczywszy, wnet w pochwały zakonu Św. Bernarda uderzył.
— Szczęśliwym się nazwać mogę — rzekł, — iż jednego z dostojnych synów czczonego przezemnie najwyżéj ojca Bernharda, oglądać i poznać mogę. Dzień to albo notanda lapillo. Niesiecie na naszą ziemię przykład świątobliwości, światło, opiekę Bożą, które za sobą cnoty wasze ciągną.
To mówiąc z przesadzonym zapałem, złożył ręce i oczy podniósł ku niebu, Opat popatrzył na