Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

nieznanego sobie człeka i przyjął z pewną oględnością ten objaw uwielbienia dla zakonu.
— Daj Boże, — odezwał się skromnie, — abyśmy w ślady ojca naszego iść potrafili i gościnność téj ziemi wypłacili modlitwą i pracą.
Rozmawiając tak szli ku izbie zamkowéj, do któréj i Goworek z Jaksą podążali.
Tu Opat odmówił modlitwę zwyczajną i wszyscy około stołu zasiadać zaczęli. Mierzwie jako posłańcowi księcia Mieczysława poczestne dano miejsce przy Opacie, co miłem mu było, bo głos zaraz zabrawszy, nader uczenie, wytwornie, z pokorą i słodyczą popisywać się zaczął przed sąsiadem z prawniczą i biblijną erudycją swoją.
Scholastyk Lambert, znając go dobrze z Krakowa milczał, spoglądając nań z ukosa, przybierając wyraz twarzy pogardliwy i niechętny. Nie odzywał się, ale milczenie jego było pełne znaczenia.
Mierzwa po kilkakroć probował go wyzywać na słowo, za każdą razą Scholastyk poruszał ramionami i do misy się zwracał, lekceważąc te zaloty.
Ktobykolwiek nie znał podsędziego krakowskiego, a właśnie Opat Lucjusz był w tém położeniu, każdego by zwiódł postawą pełną dobroduszności i pokory. Cysters słuchał go z zajęciem, dziwując się wielkiéj uczoności, łatwości mowy i bystréj logice.