Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

Cedr wzniosły Libanu w dolinie naszéj stał się hyzopem i t. d.“
W téj chwili stół jakby kościołem się stał. Opat ręce złożył słuchając i łzy miał na oczach, Mierzwa téż źrenice wywracał ku niebu, dając znaki przejęcia i zachwytu.
A że obiadowanie ranne się skończyło, wstał zaraz Lucjusz, gdy Wincenty dokończył, i dziękczynną odmówił modlitwę.
Mierzwa byłby może Lucjuszowi towarzyszył, chcąc mu dworować i zamiar mając z nieznajomego wyciągnąć coś, gdy Goworek odwołał go, zapraszając z sobą do księżnéj Heleny.
Wezwaniu temu odmówić nie było można, szli więc podsieniami, które wiodły do drugiéj zamku połowy, zajmowanéj przez księżnę i niewiasty.
Tu dojrzeć już było można nieco rusińskiego obyczaju i w stroju służebnic Bełżanek i w urządzeniu izb, które księżna zajmowała. Wspaniałe były a zamczysto od reszty dworu, jakby klasztor oddzielone. W komnacie księżnéj Heleny pełno było obrazów złocistych z surowemi obliczami, przed któremi lampy gorzały; kobierce wschodnie okrywały podłogi i ściany.
Sama ona z pierworodnym swym synkiem, siedmioletnim Bolesławem, który stał przy matce, siedziała oczekując, nie mając przy sobie nikogo oprócz starszéj niewiasty dla posługi, która zdala u drzwi się trzymała.