Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

dróży skłonić, a niecierpliwił się jak długo trwać może pobyt na zamku, gdzie ani w kości grać, ani się upić wypadało, ani było do kogo zalecać. Szpiegostwem chyba mógł czas zająć.
W milczeniu wyszli z Goworkiem w dziedzińce, namiestnika wnet gdzieindziéj odwołano, powlókł się więc skwaszony i frasobliwy Mierzwa do izby, która dlań była przeznaczona.
Szczęściem okna jéj wychodziły w podwórce zamkowe i ztąd cały ruch ich widać było. Mierzwa zasiadł przypatrując się tém pilniéj, iż nadzwyczajne jakieś spostrzegł krzątanie się.
W istocie ludzi było różnych wiele, a ci na podróżnych i zdala przybywających wyglądali.
Kilku poważnych ziemian wjechało z pocztami na zamek, zdawało się rozpytywać, naradzać, jedni z nich zostawali, drudzy precz pośpiesznie odjeżdżali. Goworek z jednemi rozmawiał żywo, z drugiemi Jaksa tajemniczo się naradzał.
Nie zdało się podsędziemu, aby to miał być zwykły stan zamku Sandomirskiego, znanego ze spokoju i ciszy.
Wydało mu się téż, iż między przybyłemi gośćmi widział jakieś krakowskie, znane twarze. Zdziwiło go i to, że po rozmowie z Goworkiem, kilku niespokojnie ku oknu jego spojrzało, od którego się cofnął — wszyscy zaś rychło rozjeżdżać się zaczęli.
Rozmowy w podwórcu choć tuż u okien, tak