Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   64   —

— Niewiecie wy nic, jakie my tu mieliśmy odwiedziny, jakby wróg dobywał zamku.
— Napad jaki? — spytał trwożnie książe.
— A tak! — kończyła Jagna — Mieszkowy ulubieniec, Kietlicz, któremu wszystko widać wolno, zabłądził do nas, choć to przecie Sandomirska właść czyjaś inna. Chciał aż wrota wyłamywać, że mu nasi ludzie przewodu nie dawali. Wdarł się do chorego ojca i gościa co u nas był, który starego bronić chciał, związanego uprowadził.
Zachmurzyło się mocniéj jeszcze czoło Kaźmierza.
— O! ten Kietlicz — zawołał — brat Mieszko, ręczę, nic o tém niewie, a on mu wrogów przyczynia.
— Nie czynił przecie tego bez rozkazu — szepnęła Jagna.
— Jam pewny że bez niego, — odparł Kaźmierz — brat posłuchu chce i ładu, ale krzywdy i ucisku chcieć nie może!
— Władzy mu się chce! władzy! — zawołało dziewcze — coraz większéj, a téj mieć nie będzie, nie będzie! nie!
I widząc że Kaźmierz się marszczy, dodała żywo.
— My wszyscy innego zwierzchniego pana mieć chcemy i mieć będziemy i musiemy! Mój pan będzie wszystkich panem!