Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 078.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   74   —

— Prawe licho! — zawołał Bogorja — zbiliśmy się szkaradnie z gościńca, jedziemy bardzo pilno do Sandomirza.
— Gościniec ztąd daleko! — rzekł książe.
— Myśmy też dawno go zgubić musieli, a wszystkiemu winien Zbożek, sługa Lassoty, który przewodu zaniechał brać, ufając, że wszędzie trafi, i ot, w jaką nas zapchał dziurę.
Gdy tak rozmawiali, nad wszelkie ich spodziewanie dostatnią wieczerzę poczęli nieść ludzie, aż się zdumieli. Książe Kaźmierz zapraszał. Siadł więc stary Lassota na pierwszém miejscu, młodzież daléj, a gospodarz w końcu stoła.
— Pożywajcie i posilajcie się zdrowi — rzekł do nich — jam już syt.
Dostatkowi, który znaleźli w lichym dworku, niemogąc się wydziwić, głodni łapczywie się raczyć zaczęli, aż Lassota popatrzywszy na księcia — zapytał.
— Wyście też Sandomierzanin, miłościwy Busławie?
— A tak — odparł książe.
— Swojego pana znacie pewno i miłujecie? — dodał stary.
Książe się zarumienił.
— Małom go widział — rzekł — bo jako mówiłem, nie siedziałem doma.
— Z nas też go żaden w oczy nie oglądał nigdy — mówił Lassota — oprócz mnie, ale on