Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

Zbladł Kaźmierz.
— Wiecie, że posłano po niego? — spytał zmienionym nieco głosem.
— Wiemy na pewno, iż podłego służkę, podsędziego Mierzwę, wyprawiono z rozkazem, aby Kaźmierza z sobą zabrał i przywiózł — rzekł Lassota — wiemy wszystko co się na zamku dzieje, bo tam już trupa czują ci, co go otaczają i służą nam nie jemu.
— A i to prawda — dodał Jaśko — że nasza czeladź taksamo nas zdradza, bo przez nią Zabora straciliśmy.
Poczęli się śmiać.
— Tych łotrów co Kietliczowi służą na palcach zliczyć — dodał stary — a my wszystkich mamy z sobą.
Mieszek ani wie, ani czuje, jak się ziemia rozstępuje pod nim. Dni jego policzone. Biskup Gedko, wojewoda Szczepan, wszyscy z nami!
Kaźmierz zafrasowany nic nie odpowiedział na to.
Wieczerza się dawno skończyła.
Niebo było wypogodzone, księżyc się z za lasów dobywał. Lassota z za stoła wstawszy, gdy postrzegł, że jaśniéj się zrobiło, pilno o przewodnika się jął upominać. Książe Kaźmierz sam wyszedł, aby słudze dać rozkazy i polecić milczenie, gdyby go rozpytywano.
Z północy niespokojna gromadka wypiwszy