Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

dostało się siedzieć bezczynnym, zapartym, niewiedzieć o niczém i nie módz nic robić!
Przeklinał siebie iż Żegcia, który go ostrzegał, nie posłuchał, a z gościńca nie zjechał, obwiniał nieopatrzność swoją i trapił się tem bardziéj że pokutował za własną winę.
Szczęściem gdy Bereza go brał, z wielkiéj radości i pośpiechu zapomniano go obedrzéć. Miał więc i trochę srebra w kieszeni i ów łańcuch złoty, który mu zwrócił Juchim.
Rachował że się to na coś przydać może.
W tych myślach usnąwszy nie obudził się aż drzwi odemknąwszy, pachołek milczący przyniósł mu chléb i wodę. Chciał z nim jaką taką rozmowę zawiązać Staszek, ale głową pokiwawszy, stróż mu nawet nie odpowiedział.
Przez cały dzień następny nie oglądał ludzkiéj twarzy, słyszał tylko niedaleko rżenie koni, wrzawę, rozmowy, hałasy ludzi swobodnych — ale do niego nie zajrzał nikt.
Pod wieczór z gniewu i zmartwienia Stach chorym się uczuł.
Gdy znowu nocą uspokoiło się wszystko, wrócił do swego zajęcia, począł po izbie macać, rozglądać się, drzwi próbować. Ogarniał go niepokój coraz większy. Niemogąc zasnąć dotrwał tak do białego dnia i przyjścia stróża, z którym już rozmowy nie probując, począł od tego że mu dał kilka pieniążków.