Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   86   —

Nie śpiąc już, nie jedząc i nie pijąc, Stach czekał zapukania do ściany, aby wiedzieć gdzie ze swéj strony ma się wziąć do roboty. Gdy się wszystko uśpiło, szmer i drapanie słyszéć się dało, Stach który był gotów ze wnętrza téż począć kopać, natychmiast rękami ziemię się jął odgrzebywać.
Nie była to robota łatwa, nie mając ani deseczki, ni kija do pomocy, ale pragnienie oswobodzenia sił dodawało.
Żegieć ze swojéj strony pracował pilnie i żwawo, chociaż przeszkadzali mu jacyś przechodzący których to tém to owém zbywał. Po północy doły z obu stron wygrzebane, niewielka już od siebie przestrzeń dzieliła. Ściankę tę udało się obalić nareście. Stach bodaj z największą męką postanowił wydobyć się ciasnym otworem. Rozszerzono go nieco, czasu nie było do stracenia i więzień dał się wyciągnąć zgnieciony i pokaleczony. Wydobywszy się z jamy, Stach naprzód poczciwego sługę uściskał, zdało mu się iż wykradzenie się z zamku było już rzeczą stosunkowo łatwą. W podwórcach panowała jeszcze cisza głęboka, około wrót tylko słyszeli zdala ciężko stąpające straże.
Ale Żegieć wszystko był naprzód obmyślił, powiódł więc pana swego do upatrzonego miejsca na wałach, zkąd jedną deskę wyjąwszy w zagrodzie, mogli się na dół spuścić, bo tu pilności nie