Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   113   —

w zachodniéj Europie uległa zmianom niezmiernym. Opaci i starszyzna wiedli życie zbytkowne, okazałe, gorszące; szły na to mnogie skargi do Rzymu a z Rzymu napomnienia, posły, badania, wszystko to nie pomagało. Bogactwa, które się coraz nowemi zapisami pomnażały, na ciężką próbę wystawiały słabych ludzi.
W Tyńcu Opat Kaźmierz oczekiwał już na Biskupa. Jak imie jego zwiastuje, był on polakiem; Tyniec, którego opaci i duchowni w ścisłych byli stosunkach z kapitułą krakowską, najlepszym schronieniem tymczasowém mógł być dla Gedki.
Na tę wycieczkę wziął z sobą Biskup jednego tylko duchownego, mistrza Amiljusa, ale rozkazy wydane były, aby dwór, lud zbrojny i wszystka siła jaką miał Gedko przy sobie, różnemi za nim podążała drogami.
Gedko nie z przeczucia i z obawy że go ścigać i uwięzić mogą, opuścił Kraków; tego się bowiem zrazu nawet po surowym Mieszku nie spodziewał, ale po stanowczém doniesieniu iż go skazano na wygnanie i zamach się nań gotował — wyruszył natychmiast do Tyńca.
Krok to był, na który Biskup się ważył niechętnie, upokarzający go w oczach własnych. W początku téż chciał, wyzywając księcia, pozostać w miejscu. Nie wierzył doniesieniu, dla powagi swéj trwać chciał nieporuszony na dworcu, cze-