Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 123.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   119   —

z księciem nie chciał trzymać nikt, burzyło się co żyło.
A że cokolwiek się na zamku działo, zaraz w mieście wiedziano, wszyscy jak Biskup wyrokowani na kary różne, wygnanie, stratę oczów, rąk, więzienie — ostrzeżeni w porę, mieli czas ujść przed książęcemi siepaczami.
Cała noc prawie zeszła na czuwaniu, czynny Gedko albo się modlił lub dawał rozkazy, spocząć niechcąc na chwilę. Oczekiwano tylko na pewną wiadomość o Wojewodzie Szczepanie i na skupienie oddziałów zbrojnych biskupich, aby wyciągnąć z Tyńca i połączyć się z Wojewodą.
Ranek téż następny upłynął na przygotowaniach wojennych.
Klasztor napełniał się jezdném rycerstwem, refektarze zajmował dwór, po za murami niemal obóz się rozkładał, do którego coraz nowe posiłki przybywały, bo się rycerstwo łączyło z Biskupem.
Widział już Gedko z pociechą swą, że osamotnionym nie zostanie.
Około południa nadbiegł wysłany z Krakowa przez Archidjakona Arnolda, który na miejscu pozostał, dworzanin z oznajmieniem iż Kietlicz do dnia był na dworcu biskupim, że ludzie jego otoczyli go do koła, że się gwałtownie o Gedkę upominano, wzywając go do księcia. Potwierdziła się więc wieść, iż go pochwycić chciano. Biskup