Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 148.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   144   —

i poznawszy księcia, bo go tu znali wszyscy, pospieszył otwierać, dając znać przez braciszka do klasztoru, jaki im wielki gość przybywał.
Gdy Kaźmierz z konia zsiadłszy wchodził, wedle zwyczaju Cystersów, furtjan przyklęknął do powitania.
— Mój ojcze — rzekł książe do niego — o przybyciu mojém nie głoście, nie z urzędu opiekuna dla oglądania, ale schronić się do was przyjechałem.
W klasztorze tymczasem wszystko się już poruszyło i białe habity spieszyły na powitanie założyciela swojego. Jakież było zdziwienie księcia, gdy przodem idącego ujrzał Ojca Lucjusza Opata, o którym sądził że jeszcze w Sandomirzu przebywa. Za nim szli O. przeor, Kantor, kustosz i cała starszyzna niewielkiej gromadki, która jak zawsze w początkach, z osób się tylko dwunastu składała. Dwóch młodych polaków, żaczków z Krakowa, do nowicjatu przyjętych, służyli francuzom za tłumaczów i pomocników.
Wszystko tu jeszcze, jak powiedzieliśmy, ubogo i tymczasowo wyglądało, szczególniéj klasztór sam drewniany, sklecony na prędce, aby mnisi przybyć mogli, ale już, wedle prawideł zakonu, mający w sobie to wszystko co każde klaustrum cysterskie składać musiało.
Opat witając księcia uśmiechał się wesoło i wnet do osobnego dworku swojego poprowa-