Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   147   —

wiadomość ta nie miłą mu była. Nie pytał nawet o osoby, ani chciał wiedzieć którzy tam byli. Lucjusz zamilkł postrzegłszy to wrażenie na księciu.
Nierychło Kaźmierz się odezwał do niego.
— Otóż masz, ojcze mój tłumaczenie dla czego wolałem tu zbiedz, aby w zaciszu przetrwać burzę. Burza to jest i mam nadzieję że jak nawałnica przeminie. Umysły ludzi gorących uniosły się, serca podrażniły — uspokoją się da Bóg. Jam do wielkiego państwa ani stworzon, ani z prawa powołany.
— Pokora chrześciańska, mówi z was, miłościwy panie — odezwał się Opat — ludzie sądzą inaczéj. Niewiem czy się zdołacie oprzeć naleganiu i czy się mu godzi opierać. Wszyscy Pasterze nasi wołają do was[1] — Umiłuj się nad nami.
— A któż zmiłuje się nademną! — przerwał Kaźmierz[2] — Nie tylko sumienie się przeciwi, ale przykład starszéj braci zdolniejszéj odemnie trwoży. Jeżeli Władysław, Bolko, Mieszek nie zdołali ich zaspokoić czyż ja to potrafię? Nie mój ojcze, nie mówmy nawet o tém.

Wnet zmieniając rozmowę, książe zażądał aby nie jako gość ale jako jeden z braci podzielał życie zakonne. Prosił o to tak mocno iż Opat przystać musiał. Na to tylko zgodzić się nie chciał aby książe razem z innemi sypialnię dzielił. U Cy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.