Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

jak coraz więcéj ziemian krakowskich przybywało upominając się o księcia.
Nie było wątpliwości że go na rękach na zamek zaniosą i Mieszek mu się oprzéć nie będzie w mocy. Codzień jakaś nowa gromadka przyjeżdżała to sama po swéj woli, to wysłana przez Wojewodę, to z namowy Biskupa dla skłonienia Kaźmierza, aby się nie opierał prośbie wszystkich. Tymczasem jego — jak na przekorę — nie było.
Słać po niego niewiadomo było dokąd. Goworek się przeciwił dowodząc iż lada chwila sam powrócić musi. Ulegając woli księżnéj wyprawiono jednego z dworzan, który dotarł do Sulejowa, i, jak widzieliśmy, z niczym ztamtąd został odprawiony.
Ziemian krakowskich przyjmowano gościnnie, zastawiano stoły, Goworek gospodarzył, Jaksa pomagał, zatrzymywano niektórych, dawano dobrą otuchę, miasto i zamek były pełne.
Jednego z tych dni i Stach, nieobawiający się by go tu poznano, wyrwawszy się jak mógł najprędzéj z orszaku wdowy i obozu Wojewody, przybiegł do Sandomirza. Jemu może najwięcéj ze wszystkich leżało na sercu aby tego pana któremu życie zawdzięczał, wynieść na najwyższą stolicę. Marzył o tém tylko od lat wielu; teraz goręcéj niż kiedy brał się do czynu. Mały człeczek, mógł jednak coś zrobić, znając ludzi i krę-