Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 169.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   165   —

cąc się między niemi. Sam on z wiernym Żegciem wyrwał się z obozu, nie bardzo opowiadając komu, dniem i nocą śpieszył do Sandomirza.
Jako Zabor z Przegaju miał tu dawnych znajomych, jako Stacha nie pamiętał go już nikt.
Owego nicponia miano dawno za umarłego. Sam Kaźmierz kilka razy go potém spotkawszy (choć jak mógł Stach unikał tego) zdawał się nie domyślać kto był, lub nie chcieć wiedzieć o tém.
Szerzyła się już wieść wszędzie że Kaźmierz panowania nie przyjmuje. Stach biegł aby podbudzić ziemian i skłonić ich do upornego nastawania. Nie wiedział spełna jak to uczyni, ale wolę miał silną. Na zamku nie trudno było być przyjętym, tém bardziéj iż Stach mógł się opowiadać jako przez Wojewodę wysłany. Tłumy krakowian z któremi się połączył, nastręczyły mu się zaraz na wstępie do Sandomirza.
Stach u mieszczanina zająwszy gospodę, wszedł między przybyłych nie zwlekając.
Wszyscy wołali jednym głosem że księcia nie było.
— Juści nam za morza nie zbieży, — zawołał wcisnąwszy się w gromadę — a no i do księżnéj i do tych co na zamku pozostali musiemy tęgo szturmować, nie folgując. Muszą wiedzieć gdzie książe jest! Czasu do tracenia niema.