Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   166   —

Mowa ta przypadła do przekonania znudzonym oczekiwaniem.
— A cóż? — poczęto wołać — na zamek! do księżnéj! Księcia musiemy dostać — nic nie pomoże...
Dowodzili niektórzy że Kaźmierz krył się umyślnie; władzy przyjmować nie zechce, ale większość ziemian ani myślała słuchać o tém, ani przypuszczała ażeby się kto mógł opierać jéj woli. Nie pojmowali aby Mieszek mógł przeciw niéj powstać, a Kaźmierz nie pójść za nią.
Mieli Biskupa z sobą — zatém i sam pan Bóg był z niemi.
— Na zamek! — wołał Stach — do księżnéj[1] Jeżeli się chowa, będziemy szukali — czego mamy czekać? Wskróś ziemi nie poszedł! Choćby odjechał, pogonim!
— He! he! a gdzie najpiękniejsza dziewucha we dworze w sąsiedztwie, rozśmiał się jeden — tam go na pewno przy niéj znajdziemy.
Śmieli się i drudzy potakując.
— Przy księżnie tylko o tém nie gadajcie! — dodał drugi.
— Na zamek! — powtarzał Stach — Goworek i Jaksa niech co chcą prawią — wiedzieć o nim muszą, i dostawić go nam!
— Gwałtem go na Kraków zaprowadzimy — powtarzali niektórzy.

— Musi nam panować!

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki kończącej zdanie.