Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   170   —

Gwar pod oknami jéj wszczął się tak wielki, iż Helena mocno się ulękła.
Wybiegli dworscy jéj, Bełżanie, z ruska dopytując strwożeni czego chciano.
Gąsior wołał aby księżna sama wyszła, że z nią mówić potrzebują. W téjże chwili Goworek środkiem zamku pobiegł aby ją uprzedzić, w sam czas gdyż tuląc ku sobie dziecię, zalana łzami, sądziła się już w niebezpieczeństwie. Uspokoił ją Namiestnik, radząc aby dla ułagodzenia i zadość uczynienia ziemianom sama do nich wyszła.
Wiodąc więc wystraszone dziecię za rękę, razem z Goworkiem wystąpić musiała na przedsienie. Zobaczywszy ją, naprzód okrzyknięto podrzucając czapki do góry, życząc lat setnych, czém się już mogła uspokoić do reszty. Gąsior wystąpił.
— Najmiłościwsza pani — zawołał — my księcia przez miłość dla niego szukamy, my go dla jego bezpieczeństwa chcemy mieć! Pomóżcie nam, dajcie go! Mieszek na życie jego czyha! Jeżeli się gdzie książe ukrywa, nim my go potrafiemy wyszukać, on gotów nań napaść! księcia nam trzeba!
Księżna zapłakana próżno ich zapewniała że o nim niewie. Ziemianie z Gąsiorem wołali a powtarzali swoje — że księcia należało wyszukać co rychléj i otoczyć strażą, aby go od wszelkiéj napaści ochronić.