Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   172   —

szło już wyciągać w drogę, ochota ku obronie księcia znacznie ostygać zaczęła. Stach jeden poddawał im ducha. Około niego zebrali się młodsi i żarliwsi, inni chcieli ciągnienie odkładać do jutra, niektórzy znajdowali przeszkody w koniach, ludziach i rynsztunku. Woleli siedziéć na zamku spokojnie, żywić się tu i wykrzykiwać. Stach jednak nie dopuścił aby to na niczém spełzło.
— Co postanowione to się spełnić powinno, — wołał głośno — zatém, komu w drogę temu czas, a kto się cofnie od tego co gromada postanowiła, ten zdrajca!
Gąsior to usłyszawszy, podniósł pięść do góry, powtórzył parę razy — Zdrajca! i natychmiast zaszywszy się w tłum, zniknął. Tyle go ludzie widzieli.
Inni szczęściem wzięli sprawę do serca. Z wielkiéj jednak téj wrzawy zaledwie cztery poczty nie bardzo okryte dały się zebrać, jednym z nich tymczasowo dowodził Staszek innemi młodsi z jego ramienia wybrani.
Chciano jeszcze konie karmić i zwlekać, a byłby tém czasem wieczór nastał i wszystko się znowu może nazajutrz rozchwiało, ale Stach przynaglił by na konie siadać i inni, radzi nie radzi, za jego przykładem iść musieli, w duchu gorliwość jego przeklinając.
— Temu bo pilno, — mruczeli — bodaj karku nadłamał.