Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 185.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   181   —

Stach, który nietylko Krakowskie, Sandomirskie, Lubelskie, ale całe Mazury znał dobrze, wkrótce się już mógł domyśleć dokąd dążyli, a że o nowo zakładającym się klasztorze słyszał wiele, pewien już był że książe się tam ukrywał.
Na porannym spoczynku podszedł do milczącego Smoka.
— Smocze nieboże — jedź już teraz sobie po psy i ludzi, abyś rozkaz pański spełnił, trafię ja i sam bez ciebie.
Smok głowę podniósł.
— Książe jest w Sulejowie — dodał — tyś go nie zdradził, bądź spokojny, my strzedz będziemy, aby mu się nic nie stało.
Zrazu Smok głową potrząsał, nie godził się, lecz gdy Stach dodał że więcéj ludzi z zamku ma dla bezpieczeństwa przyprowadzić, i Jaksę z sobą wziąć który był dowódzcą dzielnym, dał się przekonać. Z popasu tego rozstali się nic nie mówiąc. Smok tąż samą drogą ruszył nazad, a Stach z oddziałem ku Sulejowu.
Gdy z lasów wyjeżdżając ujrzeli już zabudowania klasztorne, Stach dotąd dowodzący oddziałem wziął Papibora na stronę.
— Miły panie, dużoby mówić dlaczego, ale mnie się nie godzi stanąć przed księciem jako dowódzcy. Jam człek mały i w krakowskim nieznany, nie przystoi mi się piąć nad innych. Wy teraz